Witam!
Wróciłam ( w piątek wieczorem) z kolonii. Nie chciało mi się wczoraj pisać, więc robię to dzisiaj. Podejrzewam, że post ukaże się o wiele później niż go piszę.Ale żeby nie przedłużać przejdźmy do...
W miarę normalny
OPIS KOLONII
Środa, dzień pierwszy
Dzień lekko nudnawy. Pięć godzin autem, obiad i... dojechaliśmy. Miejscowość: Wołkowyja (Bieszczady).
Idziemy z Basią (moja przyjaciółka z którą byłam na kolonii) do naszego pokoju. Z racji, że nie ma tam pokoi dwuosobowych, jesteśmy w pokoju z dwoma koleżankami Basi - Martą i Julką (Marta jest siostrą Julki). W dwójkę (ja i Basia) poszłyśmy zwiedzać ośrodek. Około siódmej przyjechał autokar. Następnie była kolacje i coś niezbyt miłego. Mianowicie, kierowniczka (którą znałam z poprzedniego obozu - super nie?) powiedziała nam, że mamy się z Basią przenieść do drugiego członu obozu (inny pensjonat - ludzi się w jednym nie zmieściło). Na szczęście mama Basi zrobiła z tego wielką aferę i zostałyśmy tam gdzie przyjechałyśmy.
Pozwólcie zakończyć mi ten post - reszta dni (o ile w ogóle Was to interesuje) kiedy indziej. A dokładniej rzecz biorąc - będą się pojawiały po jeden w każdym poście.
Więc... Pa!Pa!
Super blog w jakim bylas hotelu bo ja 2 lata temu tez bylam w wolkowyjach
OdpowiedzUsuńRanczo ;)
Usuń