Na urodziny, odbywające się o godzinie piętnastej, przeszliśmy o w pół do czwartej. To jest takie miejsce, gdzie spokojnie się nie da zaparkować. Od wejścia wita nas cała familia z kuzynką na czele. Prezenty, komplementy i inne głupoty. Poszłam do pustego pokoju, żeby w spokoju poczytać książkę. Nie na długo. Była zupa. Jedyny powód dla którego na nią poszłam były paszteciki. Dwadzieścia minut czekania i drugie danie. Tu musiałam wytrwać do końca. Następnie nie było już spokojnego czytanie, bo brat poszedł oglądać Ninjago, które dostał od babci. Gdzieś tam się wcisnął jeszcze tort. Jednak największą atrakcją imprezy był prezent. Na czerwonym, pluszowym serduszku leżała figurka psa. Prawie każdy wymyślił jakąś anegdotę do tego prezentu. Mistrzynią okazała się babcia.
Dostałam mą Drużynę i teraz się tym jaram. Odświeżę sobie pierwszą część i zabieram się za czytanie.
Druga tapeta na dziś |
Fajne urodziny :D
OdpowiedzUsuńNiom ;3
UsuńJA KOCHAM URODZINY!
OdpowiedzUsuń